Przenieście się na chwilę do początku XX wieku i poznajcie
hrabiego T. Chyba XX, bo tak naprawdę hrabia mógłby żyć w dowolnie wybranym
okresie.
T wyrusza na poszukiwania Pustelni Optyńskiej. Ma jedna duże
problemy z dotarciem do niej. Może gdyby wiedział czym ona jest i gdzie się
znajduje, byłoby mu łatwiej?
Tylko takie opowiedzenie książki ma dla mnie sens (może
tłumacząc jeszcze, że Pustelnia Optyńska pochodzi z książki Bracia Karamazow
Dostojewskiego). Każda następna strona książki sprawia, że czujemy się jak
Alicja w Krainie czarów, Thomas Anderson w Matrixie albo Jake
Epping po przeniesieniu się do ’63 roku.
Nikt tak naprawdę nie wie, kim jest hrabia T. Nawet sam T. Coś
mu podpowiada, że powinien wyruszyć do Pustelni, więc wyrusza. Jednak komuś
kompletnie to nie odpowiada, więc pod różnymi postaciami postanawia go zabić. Co
jakiś czas T spotyka „Boga”, który opowiada mu o sobie, o nim, o świecie-
opowiada jednak tak, że zarówno główny bohater jak i czytelnik mają coraz
większy mętlik w głowie. T niczym V może być każdym. Szlachetnym hrabią
broniącym ludu, szarlatanem wyklętym przez cerkiew, mistrzem tajemniczej walki
zwanej NZP, co oznacza niesprzeciwianie się złu przemocą. Może być bohaterem
książki, gry… może być tym, kim chcecie, albo kim chce tajemniczy autor, a
raczej autorzy. Bo okazuje się, że „Bóg” jest jednym z autorów, którzy na
gorąco wymyślają kolejne stronnice historii T. Jeden odpowiada za erotyzm, inny
za przygody, jeszcze inny za coś tam jeszcze. Ogólnie rzecz biorąc T jest
zbiorem pomysłów grupy ludzi która nawet za sobą nie przepada.
[…]
Czy hrabia dowie się kim jest i dotrze do upragnionego
miejsca? Sprawdźcie. Może nie zgubicie się w książce i nadążycie za bohaterem?
Ja chyba nie nadążyłam. Z Dostojewskim miałam do czynienia,
z Tołstojem również, a miałam duży problem z połączeniem fantastyki z
mistycyzmem, kultury popularnej ze stylizacją na stare dobre czasy. Zabierałam się
do niej dwa razy, udało mi się przeczytać, ale z dużymi przerwami. Książka jest
bardzo ciekawa, ale trzeba na nią poświęcić trochę czasu. Nie dlatego, że 400
stron, ale dlatego, że jest wymagająca.
Nie powiem, coś w Pielewinie jest. Autor ma bardzo
interesujący styl, potrafi łączyć różne epoki nie nudząc przy tym czytelnika. Jest
jednak pewien problem- trzeba wiedzieć, z czym to się je. Bez znajomości,
choćby pobieżnej, literatury i kultury rosyjskiej można mieć problem.
Polecam wszystkim kochającym wyzwania.
pozostawiam bez oceny
Wiktor Pielewin, T, WAB, 2012
recenzja opublikowana na kobieta20.pl
Książka raczej nie dla mnie. Wygląda mi na jedną z tych dziwacznych lektur, o których nie wiadomo, co sądzić, a ja strasznie nie lubię podobnych książek ;)
OdpowiedzUsuń@Catalina: książka faktycznie jest dość "dziwaczna" i pomimo tego, że o literaturze rosyjskiej trochę wiem, to miałam chwilami problem z połapaniem się w tym. Gdybyś jednak kiedyś miała okazję przeczytać coś tego autora- sięgnij po to, bo warto
OdpowiedzUsuńchyba spasuję :D
OdpowiedzUsuń