7.02.2011

Eva Gudrymowicz-Schiller, Do widzenia Profesorze - Wspomnienie pewnej miłości

 

Czy można zakochać się w dzieciństwie i kochać miłością prawdziwą do końca życia? Według Evy Gudrymowicz-Schiller, autorki książki „Do widzenia profesorze”, owszem.


Kaja, po przeprowadzce zmienia szkołę. Z pomocą kuzynki szybko aklimatyzuje się w nowym miejscu. Nastolatka, jak każdy w jej wieku, dzieli czas na szkołę, zabawę, spotkania z przyjaciółmi. Coś jednak wyróżnia Kaję spośród jej rówieśników. Dziewczyna zakochuje się w „Wicku” szkoły. Nie jest to dziecinne zauroczenie, które mija po kilku tygodniach. To miłość prawdziwa i dojrzała.

W wyniku dobrych lub złych decyzji, Kaja decyduje się wyznać miłość ukochanemu kilka dni przed swoim ślubem i dostaje kosza. Wychodzi więc za mąż, rodzi dzieci, pracuje, rozwodzi się. Wszystko się zmienia, tylko nie to magiczne uczucie. Chwilę przed jedną z najpoważniejszych życiowych decyzji, Kaja spotyka się z ukochanym profesorem. Czy tym razem im się uda?

Książka „Do widzenia profesorze” jest typowo polską pozycją dla kobiet. Dużo w niej melancholii, niespełnionych pragnień, żalu… Nie oznacza to oczywiście, że  „typowo polskie” znaczy złe. Jednak czegoś mi tu brakuje. Może więcej optymizmu, więcej radości z życia. A tak, polska bohaterka, smutna i brzydka Warszawa, uczucie bez szans na przyszłość. Wydaje mi się czasem, że wolę Harlequiny. Tam wiadomo, że na ostatniej stronie przeczytamy „i odeszli w blasku zachodzącego słońca” albo inne dyrdymały. W polskich książkach tego mi właśnie brakuje. Nasze książki są zbyt prawdziwe, aby móc się przy nich odprężyć. Czytając historię głównej bohaterki „Do widzenia profesorze”, nie pozostaje nam nic innego, jak zaparzyć melisę i przygotować paczkę chusteczek.

Jest jednak coś, co kazało mi czytać książkę do końca. Pojęcia nie mam co, ale autorka pisała tak ciekawie, że choć domyślałam się, że historia Kai nie poprawi mi humoru, odwracałam kolejną stronę i kolejną, i tak do samego końca.

Nawet jeśli niezbyt podoba mi się nastrój pozycji, muszę przyznać autorce, że potrafi zatrzymać czytelnika. Pani Eva ma lekkie pióro, dialogi bohaterów są ciekawe, a sam „scenariusz” życia realistyczny. Kaja nie wygrywa dwóch biletów dookoła świata, nie wygrywa w totka, nie jest właścicielką wielkiego zamku. To zwykła kobieta, jakich wiele mijamy codziennie na ulicy, a jej historia równie dobrze mogłaby być historią sąsiadki z mieszkania obok.

Jeśli więc nie cierpisz na depresję, zaparz sobie kubek dobrzej herbaty, przyszykuj chusteczki i zanurz się w historii pięknej miłości.


7/10





Eva Gudrymowicz-Schiller, „Do widzenia Profesorze”, Papierowy Motyl 2010

recenzja opublikowana na kobieta20.pl

2 komentarze:

  1. Podoba mi się i tytuł i okładka tej książki, od jakiegoś czasu mam na nią ochotę.
    A taki melancholijny nastrój bardzo lubię i Warszawę też, nawet jak jest szara i brzydka :).

    OdpowiedzUsuń
  2. Książka rzeczywiście miała coś w sobie. Swoją drogą chętnie zmieni właścicielkę :)

    OdpowiedzUsuń

Zostaw po sobie coś więcej niż "dopisuję do listy". Chciałabym poznać Twoje zdanie.
Zanim skomentujesz zapoznaj się proszę z ZASADAMI panującymi na blogu